Trzeba patrzeć na rynek oczami klientaNo i mamy to, co w najnowszej historii naszego kraju było dotąd rzeczą niespotykaną i co można zaliczyć na plus obecnego jak niektórzy nazywają, kryzysu gospodarczego. Po raz pierwszy na przestrzeni ostatnich dziesiątków lat mieszkania czekają na nabywców. Czyli mówiąc językiem ekonomii, mamy nadwyżkę podaży nad popytem. Tak jest w całym kraju, nie inaczej na naszym lokalnym opoczyńskim rynku nieruchomości, gdzie w niektórych lokalizacjach jest znaczna pula nie sprzedanych od miesięcy mieszkań. Zwłaszcza w segmencie mieszkań powyżej 60 m2 i na wyższych kondygnacjach.
Poziom cen na naszym opoczyńskim rynku mieszkaniowym, kreuje rynek mieszkań 40-50-metrowych, dobrze zlokalizowanych, wyposażonych w media, dobrze zarządzanych, o przyjaznym otoczeniu, funkcjonalnym rozkładzie i uwaga, coraz bardziej docenianym rynkowo atrybucie - niskich kosztach eksploatacji (termomodernizacja budynku). To cena tych mieszkań, kształtująca się obecnie w przedziale 2500-2800 zł/m2 pow. użytkowej, jest punktem odniesienia do pozostałych segmentów mieszkaniowych (lokale duże, kawalerki, na uciążliwych kondygnacjach).
Nie zawsze sprzedający uwzględniają aktualne preferencje kupujących przy ustalaniu cen ofertowych, przeszacowując niemiłosiernie niektóre lokale do poziomu absurdu ekonomicznego w oderwaniu od rynku lokalnego. Jaką gamą atrybutów rynkowych musiałby dysponować lokal mieszkalny obecnie w Opocznie, w budynku wielorodzinnym, aby można było znaleźć na niego nabywcę w cenie 3700 zł za 1 m2?
Klienci obecnie poszukują mieszkań 2-pokojowych, dobrze zlokalizowanych, a o ich zakupie głównie decyduje cena. Bo wraz z ograniczeniem zdolności kredytowych potencjalnych nabywców, zmniejszył się również poszukiwany metraż. Transakcji na naszym rynku mieszkaniowym jest niewiele. Kupujący w dalszym ciągu liczą na dalsze spadki cen, dlatego, że od początku kryzysu mieszkaniowego nie były one znaczące. Ale sprzedający usztywnili się w negocjacjach - sprzedają tylko ci co muszą. Średni czas sprzedaży mieszkania na naszym rynku to około 6 miesięcy (domów jednorodzinnych 1-2 lata, ale to zupełnie inny rynek). Najkorzystniej jest kupić mieszkanie, które od kilkunastu miesięcy jest wystawione do sprzedaży, a ich właściciele są już zmęczeni oczekiwaniem na potencjalnego kupca i skłonni są do głębszych upustów cenowych.
Tak np. ładne 2-pokojowe mieszkanie na ulicy Kopernika (wspólnota mieszkaniowa) zostało niedawno zakupione prze młode małżeństwo, za przyzwoitą dla kupujących, jak na nasz lokalny rynek, cenę 2450 zł za 1 m2. Dodajmy, mieszkanie bez wad technicznych, czy prawnych na II piętrze budynku. To prawie 15% mniej od ceny wyjściowej.
W najbliższych miesiącach oferta mieszkań jest na tyle duża, że szybkiego wzrostu cen bym się nie spodziewał, szczególnie w grupie mieszkań większych i w gorszej lokalizacji.
Niektórzy usiłują przeczekać okres stagnacji w sprzedaży i próbują ratować się wynajmem. Ale z jednym i drugim jest ciężko. W wynajmie także zwiększyła się podaż, a ceny wynajmu spadły. Obecnie można wynająć zupełnie przyzwoite mieszkanie 2-3-pokojowe za 550- 600 zł odstępnego. Teraz mało kto ma możliwość wyboru najemcy, który najbardziej mu pasuje.
Jakie lokalizacje w sprzedaży mają największe wzięcie?
Dalej tradycyjnie są to budynki w kwadracie ulic Wyszyńskiego, Kopernika, Partyzantów, Westerplatte, Jana Pawła i ostatnio, ze względu na dobrze gospodarujące się wspólnoty mieszkaniowe, budynki osiedla przy Skłodowskiej-Curie, a także budynki przy ulicy Słowackiego.
Co nas czeka w najbliższej przyszłości?
Nie mam poczucia, że kryzys na rynku mieszkaniowym już się skończył i teraz możemy brać kredyty na 30 lat. Patrząc oczami klienta z naszego miasta, wzrostu optymizmu gospodarczego raczej w najbliższej, przewidywalnej przyszłości, spodziewać się nie możemy, zaś utrudniony dostęp do kredytów robi swoje. Sytuacja może się pogorszyć, jeżeli rygorystycznie będzie egzekwowana przez banki tzw. rekomendacja „T” Komisji Nadzoru Finansowego, która przewiduje, ze kredyt będą mogli uzyskać tylko ci, jeżeli ich łączne miesięczne koszty obsługi wszystkich zobowiązań finansowych nie przekroczą 50% ich dochodu netto. Wiadomo jednak, że 50% dochodu singla to nie to samo co 50% dochodu kilkuosobowej rodziny.
Sytuację rynku mieszkaniowego w kraju, jak twierdzą niektórzy, może uzdrowić system oszczędzania na cele mieszkaniowe, wzorowane na kasach budowlanych, które z ogromnym powodzeniem działają w innych krajach europejskich. Państwo dawałoby premię mieszkaniową, proporcjonalnie do kwoty zgromadzonej w danym roku. Popiera tę ideę między innymi Związek Banków Polskich.
Jak na razie świeży powiew wiosny nie dotyczy lokalnego rynku mieszkaniowego. Być może cieplejsze, wiosenne promienie słońca wyzwolą większy optymizm potencjalnych inwestorów i ożywią ten pogrążony jeszcze w zimowym śnie rynek. Na to czekamy. |