Badania z początku XXI wieku pokazują, że w zachodniej kulturze znacząco rośnie ilość zaburzeń lękowych zwłaszcza u ludzi młodych. Przyczyny tego zjawiska są tajemnicze…
Od pięćdziesięciu lat coraz częściej diagnozuje się u dzieci i młodzieży lęk jako cechę. Lęk może być bowiem tylko pewnym przeżyciem - człowiek obawia się czegoś w danej chwili. Lęk może jednak stać się cechą osobowości, co objawia się gotowością do spostrzegania sytuacji obiektywnie niegroźnych, jako niebezpiecznych, przeżywaniem strachu nieadekwatnego do zagrożenia i częstym przeżywaniem lęku.
Epidemia depresji
Nie dość tego! Badania pokazują, że od pięćdziesięciu lat bardzo wzrosło ryzyko zachorowania na depresję. W latach 80. szanse, że siedemdziesięcioletnia osoba przeżyła epizod depresji wynosił 1%. W 2000 roku ryzyko, że dwudziestopięciolatek (czyli osoba żyjąca prawie trzy razy krócej) przeżył epizod depresji wynosiło ok. 5%. To oznacza ponad dziesięciokrotny wzrost szans pojawienia się depresji u młodych ludzi!
W dodatku w latach 60. przeciętny wiek osób doświadczających pierwszy raz depresji wynosił 30 lat, dzisiaj jest to 15 lat! A przecież obiektywnie żyje się nam lepiej. Mamy więcej przedmiotów użytku domowego niż kiedykolwiek wcześniej, posiadamy swobodny dostęp do muzyki, filmów, edukacji (nigdy jeszcze w Polsce nie było tylu ludzi z wyższym wykształceniem). Mniej dzieci umiera z głodu niż kiedykolwiek w historii ludzkości, ginie mniej żołnierzy na polach bitew itp., itd. A jednak ilość zaburzeń psychicznych rośnie!
Skąd się to bierze?
Wzrost ilości depresji i irracjonalnego lęku może mieć to samo podłoże, ponieważ zaburzenia te często występują wspólnie. Oto garść spekulacji.
Ostatnio obniżył się wskaźnik bezpieczeństwa życiowego, np. rośnie ilość rozwodów, zwiększa się odsetek pracujących kobiet, dzieci często i na długo przechowywane są w instytucjach (przedszkola, świetlice itp.) lub u rodziców zastępczych (dziadkowie), rodzice dłużej pracują, samotnie wychowują dzieci itp. W Polsce pojawiły się tak zwane eurosieroty (rodzice wyjeżdżają za granicę do pracy, a dzieci zostają same). To musi zwiększyć ilość zaburzeń.
W naszym świecie coraz powszechniejsze są postawy indywidualistyczne, egocentryzm, zmniejsza się poczucie wspólnoty, przynależności do rodziny, współpracowników, narodu itp. Swoje znaczenie może mieć także utrata wiary w Boga, coraz mniej młodych osób angażuje sie religijnie. Może to być, ale nie musi przyczyną zaburzeń psychicznych.
Winnym może być kult wysokiej samooceny. Wychowujemy dzieci tak, aby wierzyły w siebie, czuły się wyjątkowe, najlepsze itp. Wszystko to sprawia, że nadmiernie koncentrują się na sobie, uważają, że są pępkiem świata oraz stają się nadwrażliwe na niepowodzenia i krytykę oraz za wszelką cenę unikają negatywnych emocji. Skutkiem może być nadwrażliwość i brak wytrwałości a także przypisywanie sobie całej odpowiedzialności za ewentualne porażki.
Wzrost lęku może być też związany ze specyficzną edukacją szkolną, która obfituje w silne stresy, egzaminy, nieustające sprawdziany itp. Przeciętny dorosły Polak wraca do domu z pracy i po prostu ma wolne, może robić to, co lubi. Dzieci w tym czasie odrabiają lekcje albo chodzą na dodatkowe zajęcia.
Nie wiemy na pewno dlaczego lęki i depresje pojawiają się teraz częściej. Miejmy nadzieje, że wkrótce uda się to zrozumieć i temu zapobiegać.
dr Marcin Florkowski, psycholog |