W swej naturze mają ludzie,
Bitwy, boje, wojny tudzież.
Co dnia szczęk tysiące chrzęści,
Mknie cios z główki, z kopa, z pięści.
Człek ciągoty ma do chryj,
Walić w bebech albo w ryj.
Wśród wrodzonej krzty dobroci
Lud się nieustannie grzmoci.
Wkoło zbite żebra, gęby,
Połamane kości, zęby.
Bez różnicy leją w banię
Ateiści, chrześcijanie.
Jak świat stary jest to temat,
Rady na to, ponoć, nie ma.
Czy na pewno? Nie, do diabła!
Raz już nam zalano sadła.
A konkretnie kość niezgody
Zgasił strumień wielkiej wody.
Pan, co jest na wysokości,
Gdy solennie miał już złości
Dość, zawołał ? dosyć tego!
Wołać zaraz tu Noego.
Noe, facet pierwsza liga,
Na wezwanie się w try miga
Stawił: ? słuchaj sługo,
Co ci będę prawił długo.
Kłótnie zaszły tak daleko,
Że je muszę zalać rzeką,
Wielkiej wody strumieniami.
Tylko sza! To między nami.
Zbuduj arkę szczelną, ładną,
W niej przeczekasz, aż opadną
Wód potoki. A na arce
Zamustrujesz tak po? parce
Wszelkich ziemskich, żywych stworzeń.
Z nich to będzie przyszły korzeń
Szczęśliwości na planecie.
Zrozumiano? ? Jasne, przecież!
Do roboty więc wesoły
Przystępuje, bo ze szkoły
Nominację na szkutnika
Miał w kieszeni i sternika
Patent na wodne rowery.
Wyposażył łódź w bajery:
Żyrokompas, radiostację.
W międzyczasie delegacje
Różnych zwierząt sadza w ławkach:
? Szybciej, szybciej, bo już mżawka!
Zdążył odcumować jeszcze
Gdy zaczęły padać deszcze.
Straszne burze, błyski, grzmoty,
Że aż strach wspominać o tym.
Tak padało miesiąc chyba.
Ocalała tylko ryba,
Bo wiadomo jest niewinna,
Prócz rekinów żyć powinna.
Kiedy deszcz już przestał padać
Noe powstał i powiada:
? Niech ktoś ruszy pupę swą
I zobaczy gdzie my są?
Kruk, co zawsze jest w temacie,
Wyjrzał pierwszy: ? Na Arraracie!
Nie ma żadnej w tym iluzji,
Dopłynęliśmy do Gruzji.
Ogłoszono zaraz święta.
Rozproszyły się zwierzęta,
Mówiąc przy tem: Nasz Panbócku
Przysięgamy żyć po ludzku.
Zapomnieliśmy o wojnie,
Teraz będzie już spokojnie.
W wielkiej zgodzie żyły teraz,
Błogi spokój był w narodzie.
W czasie suszy tylko nieraz
Wspominano coś o wodzie.
|