22 września 2010 r. Gratulacje z okazji 20–lecia pełnienia funkcji przewodniczącej Rady GiM składa Marek Mazur – przewodniczący Sejmiku Województwa Łódzkiego
Jako lekarz i samorządowiec cieszy się wielkim zaufaniem lokalnej społeczności. Nieprzerwanie od trzydziestu dwóch lat jest radną a od dwudziestu szefuje Radzie Gminy i Miasta w Drzewicy. 30 listopada Maria Teresa Nowakowska została wybrana na przewodniczącą już po raz szósty, co stanowiło asumpt do rozmowy podsumowującej minione dwie dekady odrodzonego samorządu. Ale nie tylko. Rozmowa przerodziła się w opowieść o rodzinnych losach i dramacie II wojny światowej. Dziś prezentujemy zaledwie jej małą część skupiając się – po wcześniejszym wstępie biograficznym – na aspekcie samorządowym.
Maria Teresa Nowakowska, z domu Żybura, związana jest z Drzewicą od pół wieku – w maju przyszłego roku minie równe pięćdziesiąt lat – ale pochodzi z Kresów. Urodziła się w Bielskiej Woli w powiecie sarneńskim na Wołyniu (obecnie Ukraina). Tata Stanisław był policjantem – trafił tam z Poznańskiego, mama Maria Kazimiera zajmowała się domem. Wspólnie wychowywali dwie córki – Danutę i Marię Teresę. Co ciekawe, dziadek pani doktor był sekretarzem gminy w Bielskiej Woli.
We wrześniu 1939 roku Stanisław Żybura jako członek Korpusu Ochrony Pogranicza poszedł na wojnę. Dostał się do niemieckiej niewoli i osadzono go w jenieckim stalagu na terenie Prus. Żona i córki zostały na Kresach, ale na początku 1940 roku musiały uciekać przed wywózką na Sybir. Tuż przed Wielkanocą w siedmioosobowej grupie wyruszyły do Generalnej Guberni. Sama ucieczka przez zieloną granicę, pełna dramatycznych wydarzeń, mogłaby być tematem książki. Polki dotarły ostatecznie do Warszawy, gdzie po pewnym czasie trafił i ojciec rodziny, wpuszczony z niemieckiego obozu. Tam Żyburowie spędzili niemal całą okupację.
Kartka od taty
Kiedy wybuchło powstanie warszawskie po raz kolejny musieli się rozdzielić, ponieważ pan Stanisław stanął do walki z niemieckim okupantem. Do wspólnego spotkania i ponownego połączenia się rodziny doszło niespodziewanie w kościele św. Stanisława na Woli. Był październik 1944 roku.
Z Warszawy Żyburowie zostali wywiezieni do obozu w Pruszkowie, gdzie Niemcy prowadzili selekcję wybierając ludzi zdolnych do pracy. I właśnie w Pruszkowie pani Teresa – wtedy dziesięcioletnia dziewczynka – widziała tatę po raz ostatni. Kiedy już siedział w wagonie towarowym Niemcy pozwolili się pożegnać, ale tylko córkom. Jak przyznaje nasza rozmówczyni, ta scena zaważyła na jej dalszym życiu. Tata dał córkom kartkę dla mamy, na której było napisane: „Pamiętaj, nie zmarnuj dzieci”. – To zdanie utrwaliłyśmy sobie z siostrą na całe życie – mówi Maria Teresa Nowakowska. – Pamiętałyśmy, że trzeba tak postępować, żeby nie przynieść tacie wstydu. Stanisław Żybura został wywieziony do obozu w Oranienburgu, z którego już nie wrócił. Ostatnia kartka z obozu przyszła w styczniu 1945 roku. Wtedy jeszcze żył. Później ślad po nim zaginął.
Żona i córki czekały długo, ale bezskutecznie. Jeszcze w okresie wojny trafiły do Chlewisk koło Szydłowca. Tam mieszkał wujek pani Teresy, który był kierownikiem szkoły. Po zakończeniu wojny pojechały do Opalenicy w Poznańskiem, do rodziny ojca. Dziewczynki chodziły do szkoły – Maria Teresa skończyła piątą i szóstą klasę, jednak mamę ciągnęło do swoich. Po dwóch latach oczekiwania na męża podjęła decyzję o wyjeździe do Zwolenia koło Radomia, gdzie miała siostrę.
Życiowa przystań w Drzewicy
W Zwoleniu pani Teresa skończyła gimnazjum i rozpoczęła dorosłe życie. Bardzo samodzielne, bo kiedy miała osiemnaście lat zmarła jej mama. Na starcie problemów nie brakowało. Przez dwa lata nie mogła dostać się na studia – powodem była przeszłość taty, który brał udział w powstaniu warszawskim i należał do AK, ale w końcu się udało. Studiowała w Akademii Medycznej w Lublinie, a w 1957 roku wzięła ślub z Witoldem Nowakowskim, swoją miłością jeszcze z czasów gimnazjum w Zwoleniu.
Po skończonych studiach, kiedy mieli już dwoje dzieci (później na świat przyszło trzecie), trafili do Drzewicy. Był rok 1961. Tu dostali zatrudnienie i mieszkanie. Pan Witold rozpoczął pracę na oddziale położniczo–ginekologicznym funkcjonującym w budynku obecnego Domu Pomocy Społecznej. Później pracował szpitalu w Opocznie, gdzie przeniesiono oddział. Ordynatorem był przez ponad 20 lat. Z kolei pani doktor, mając specjalizację z medycyny przemysłowej, prowadziła przychodnię zakładową przy Gerlachu. Po likwidacji placówki przeszła do ośrodka zdrowia, którym kierowała przez wiele lat. Obecnie nadal prowadzi praktykę lekarską.
Na niwie samorządowej
Pomoc pacjentom to oczywiście nie jedyny aspekt jej aktywności w lokalnym środowisku. Drugim najważniejszym jest działalność społeczna i samorządowa. Maria Teresa Nowakowska otrzymała mandat radnej, wtedy jeszcze Gminnej Rady Narodowej, w 1978 roku. Od tego czasu każde wybory kończyły się jej sukcesem. Zaufanie społeczne przekłada się również na autorytet wśród radnych. 6 czerwca 1990 roku doktor Nowakowską wybrano na przewodniczącą Rady Gminy i Miasta. Tę funkcję sprawowała przez pięć kadencji, a miesiąc temu rozpoczęła szóstą, co jest ewenementem chyba na skalę całego kraju.
Doświadczeń w pracy samorządowej, specyfiki pracy w Radzie i zmian, jakie przez ostatnie dwadzieścia lat zaszły w gminie, dotyczyła główna część naszej rozmowy.
Pani przewodnicząca, jaka jest recepta na bycie dobrym samorządowcem?
Maria Teresa Nowakowska: – Jest taka legenda: kiedy malarz Styka malował Pana Boga to ukląkł na kolana, a Pan Bóg się odezwał: Styka, ty nie maluj mnie na kolanach, tylko maluj dobrze. I ja zawsze wychodzę z założenia, że jeśli coś się robi, to trzeba to robić dobrze i porządnie. Tego się zawsze trzymam.
Została pani przewodniczącą w 1990 roku, a więc w roku reformy samorządowej, która obok przemian gospodarczych miała zasadnicze znaczenie dla kształtowania się państwa polskiego po 1989 roku. W powszechnej opinii jest oceniana bardzo pozytywnie.
– Zgadzam się z tymi opiniami. Reforma była bardzo potrzebna. Samorządy dostały wolną rękę i teraz mogą robić, co uważają za słuszne. Decydują czy wybudować drogę, szkołę czy remizę. Nikt z góry niczego nie narzuca. Oczywiście na wszystko muszą mieć środki w budżecie, dlatego tak ważne jest pozyskiwanie pieniędzy z zewnątrz, bo dochody własne są niewielkie.
Pamięta pani sesję, na której po raz pierwszy została pani przewodniczącą?
– Oczywiście. Moją kandydaturę zgłosił Andrzej Barul. Co ciekawe, z jego bratem Stanisławem będą pracowała w nowej Radzie, bo właśnie został radnym. Mam nadzieję, że współpraca również będzie się układała bardzo dobrze. Wtedy byłam jedyną kandydatką i zostałam wybrana jednogłośnie. Muszę przyznać, że nie zdawałam sobie sprawy, co to znaczy być przewodniczącą, ale z czasem nabrałam doświadczenia. I teraz, stając naprzeciwko radnych zawsze myślę, że każdy z nich przychodząc do Rady ma coś ważnego do zrobienia – albo z polecenia wyborców, albo z własnego przekonania. Jednak każdy musi się dostosować do panujących realiów. Trzeba wybrać rzeczy najważniejsze dla gminy i właśnie to należy tłumaczyć.
Jak wyglądała praca przewodniczącego przed dwudziestu laty?
– Przychodząc do pracy w samorządzie wydawało mi się, że wszystko, co sobie zamarzę, będzie można zrealizować. Nieżyjący już Kazimierz Dworak, który był wtedy burmistrzem, w pewnych sytuacjach studził jednak mój zapał. Bo trzeba być realistą i mierzyć siły na zamiary. Burmistrz Dworak bardzo pomógł w założeniu Towarzystwa Przyjaciół Drzewicy. Bo to była moja inicjatywa, która zrodziła się dzięki lekturze z młodości. W książce „Ania z Zielonego Wzgórza” młodzież założyła Koło Miłośników Avonlea dbające o czystość swojej miejscowości, co mi się bardzo podobało. I kiedy już miałam w samorządzie trochę władzy, wspólnie z burmistrzem Dworakiem zorganizowaliśmy zebranie. Omówiliśmy cele działalności i powstało towarzystwo. Przewodniczącą została pani Ania Reszelewska, która z wielkim powodzeniem działa społecznie dla dobra Drzewicy już tyle lat.
Jakie główne cele miała do zrealizowania Rada na początku lat dziewięćdziesiątych?
– Z najważniejszych trzeba wymienić pozostawienie sieci szkół i wybudowanie nowej siedziby szkoły podstawowej w Drzewicy, bo były tylko fundamenty. Wiele inwestycji należało dokończyć, oprócz szkoły m.in. Ośrodek Zdrowia w Radzicach. W kolejnych latach przyszedł czas na strażnice, które znajdowały się w opłakanym stanie. Równocześnie prowadzone były prace związane z telefonizacją i wodociągowaniem a potem kanalizacją. Co ciekawe, pierwszą wioską, która została stelefonizowana był Brzustowiec. Tam prężnie działał komitet społeczny.
A jak układała się współpraca z burmistrzami? Janusz Reszelewski jest piątym burmistrzem Drzewicy od 1990 roku.
– Do niektórych trzeba było więcej nerwów, do innych mniej, bo mieli różne charaktery, ale ze wszystkimi układała się dobrze. Chcę tu podkreślić, że współpraca z radnymi i burmistrzem w ciągu ostatnich ośmiu lat była bardzo dobra. Życzyłabym sobie, żeby w niedawno rozpoczętej kadencji było podobnie.
Z władzą wykonawczą współpracowała pani również z racji kierowania Przychodnią Rejonową.
– Tak, i każdego burmistrza zapamiętałam m.in. z zakupów sprzętu medycznego. Dawniej zakup sprzętu na potrzeby służby zdrowia można było finansować z budżetu gminy, teraz nie ma już takiej możliwości. Za kadencji Jerzego Kwietnia kupiliśmy aparat do EKG, a za burmistrza Edwarda Smolarskiego specjalistyczny sprzęt do poradni okulistycznej. Za czasów różnych burmistrzów wyposażyliśmy cały gabinet do rehabilitacji. Do Drzewicy trafiła też karetka, dzięki czemu mogliśmy organizować akcje badania cukru na terenie gminy. W określone dni laborantka i pielęgniarka jeździły do poszczególnych miejscowości, co było bardzo korzystne dla mieszkańców. Nie wiem, czy w ówczesnym województwie radomskim realizowana była podobna inicjatywa. Z budżetu gminy zostały również kupione pierwsze glukometry dla koła Polskiego Stowarzyszenia Diabetyków. Kiedy dowiedziałam się, że jest taka organizacja w Radomiu, pojechaliśmy tam z Włodzimierzem Pomykałą. Później w Gerlachu odbyło się spotkanie założycielskie koła PSD w Drzewicy. Przewodniczącym został pan Włodek, który od dwudziestu lat świetnie daje sobie radę i pomaga cukrzykom.
Jeśli już jesteśmy przy służbie zdrowia… Czy są wspólne cechy pracy lekarza i samorządowca?
– Oczywiście. Rzetelność, prawdomówność, dokładność i poczucie obowiązku. Najważniejsze, żeby dotrzymywać słowa.
A co według pani jest największym sukcesem samorządu Drzewicy w ostatnich dwudziestu latach?
– Wydaje mi się, że wzajemne porozumienie. Kiedy oceniam nasz samorząd i obserwuję inne, to uważam, że potrafiliśmy wypracować wspólny kierunek działania. Każdy przychodzi z jakimś pomysłem, który chciałby zrealizować. Jeden dąży do budowy drogi w Brzuzie czy Żardkach, drugi remizy. Czasem trzeba jednak ustąpić. Sukcesem jest, że grupa ludzi, która przychodzi z różnych miejscowości, potrafi się porozumieć. Każdy, kto sprawuje funkcję społeczną, musi umieć podporządkować się wyższym celom.
W ostatnich latach w gminie zrealizowano wiele inwestycji. Mamy drogi, wodociągi, kanalizację, tor kajakowy a także piękne strażnice. Dla mnie to bardzo ważne, ponieważ jestem członkiem OSP, mam ogromny sentyment dla strażaków i cieszę się, że jestem wśród nich. Rada zawsze była przychylna modernizacjom strażnic, doposażeniu jednostek i zakupom nowych samochodów pożarniczych.
Jednym z sukcesów było także utworzenie Warsztatu Terapii Zajęciowej. Na podjęcie decyzji i przyjęcie uchwały o utworzeniu placówki mieliśmy tylko miesiąc. I warsztat działa, teraz już w nowym miejscu, biorąc udział w życiu społecznym Drzewicy.
Ważną rzeczą jest również wygląd miasta. Zawsze mi zależało, żeby Drzewica była pełna zieleni. Pamiętam jak z Leszkiem Muszyńskim z UGiM pojechaliśmy do Opoczna kupić kwiatki, iglaki i drzewka, które we dwoje posadziliśmy niedaleko kościoła. Teraz o zieleń bardzo dba gmina, co cieszy. Prowadzimy też akcje sadzenia lasu we współpracy z leśniczym Jerzym Pankiem. Mam nadzieję, że z nową Radą na wiosnę wsadzimy kolejne drzewa.
Jakie najważniejsze zadania stoją przed samorządem w najbliższych latach?
– Koniecznie powinno się dokończyć budowę asfaltowej opaski wokół całego stawu. Mamy piękne okolice, zalew, rzekę, którą można popłynąć do Pilicy. I nie chodzi o jednorazową akcję typu „gmina przyjazna turystyce”, tylko o szerokie działanie, którego celem jest powstanie bogatej infrastruktury turystycznej przyciągającej turystów. Bardzo zależy nam na zagospodarowaniu terenu między torem a ulicą Braci Kobylańskich. Planowana jest przebudowa ulicy Kolejowej jako część inwestycji na drodze wojewódzkiej. Od dawna myślimy o nowym budynku Ośrodka Kultury. Może w bieżącej kadencji uda się zrealizować ten cel, bo lokalizację już mamy. Oczywiście najważniejsza jest praca. Konieczne, aby powstał w Drzewicy stabilny zakład pracy i dał zatrudnienie dużej grupie mieszkańców. Trzeba usiąść z fachowcami i opracować koncepcję, która chwyciłaby na rynku.
Dziękuję za rozmowę.
Waldemar Pęczkowski
|