Jeszcze smacznie się posłom w swych łóżeczkach spało,
Mogli spać by jeszcze,
lecz larum zagrało.
Z lekka ogarnięci,
ledwo wyszli z hotelu,
Grzmotnął laską Marszałek!
Posłów było wielu.
Koalicji sejmowych zwarte,
równe rzędy,
Ścierają się opcje,
nowatorskie trendy.
Płyną głosy, z mównicy
niczym arii nuty,
Bronią swoich racji
jak Ordon Reduty.
To z lewa, to z prawa,
to wreszcie ze środka,
Czystą zieją polszczyzną
jak w programie Miodka.
Na kanapkę brak czasu,
na szklaneczkę kawy,
W głowach tylko akty,
poprawki, ustawy.
A zwolnijcie troszeczkę,
z umiarem panowie,
Rzeczypospolitej
najmilsi synowie.
Jeszcze te umysły,
wzory elokwencji,
Posłużą nam ponownie,
w kolejnej kadencji.
Próżne te namowy,
chociaż błaga tłuszcza,
Sala pełna posłów,
nikt jej nie opuszcza.
Jakby w transie jakim,
jakby nawiedzeni,
Pracują uparcie
i nic ich nie zmieni.
Na zaszczyty, złoto,
nikt palcem nie kiwnie,
To wszystko dla mas,
ot, charytatywnie.
Bo poseł jest taki,
że pracować musi,
Inaczej zwariuje
albo się udusi.
Rodacy, ja proszę,
za ten trud siermiężny,
Zbierzmy się do kupy,
w wspólnym celu sprężmy,
By wreszcie postawić,
coś na kształt pomnika,
W podzięce monument
posła ? męczennika.
|