tygodnik opoczyński
Baza firm
 
Aktualności

 Polak, Węgier - dwa bratanki

 
Kolejny dowód na ofiarną obronę polskiej ludności przez żołnierzy węgierskich

Józef Lis - „Gałązka”, 3 kompania ppor. „Henryka”
Partyzancki pułk wielokrotnie spotykał się na swoim szlaku bojowym z jednostkami węgierskimi w służbie niemieckiej. Czasami były to spotkania przypadkowe w trakcie przemarszu pułku, a niekiedy dochodziło do nich podczas starć z wojskiem okupanta. Próbowano też nawiązać z Węgrami bezpośrednie kontakty w celu ewentualnego zakupu broni. Na ogół wszystkie te spotkania przebiegały nie tylko bezkonfliktowo, ale rzeczywiście Węgrzy przy każdej okazji starali się wykazać, że powiedzenie Polak, Węgier - dwa bratanki nie jest pustym frazesem.
Wyjątek, który opiszę, być może potwierdza tylko tę regułę. A utkwił mi w pamięci dość głęboko, gdyż niewiele brakowało, aby jego autor nie miał już okazji do przedstawienia swojej relacji.
Pewnego dnia, wraz ze zdobytą bronią, „chłopcy od Henryka” przyprowadzili dwóch Węgrów, pochodzących z załogi niemiecko-węgierskiego posterunku kolejowego, znajdującego się przy moście kolejowym nad rzeką Drzewiczką we wsi Sitowa. Węgrzy złapani przez partyzantów w okolicy tego posterunku zostali postawieni przed dowódcą kompanii. Okazywali początkowo obawę o swoje życie i milczeli, nie odpowiadając na pytania. Po dłuższym nękaniu ich pytaniami, zaczęli odpowiadać w języku niemieckim, którym nieźle władali. Jeden z nich był bardziej powściągliwy w rozmowie, za to drugi „śpiewał” wszystko. Podał stan uzbrojenia posterunku - 2 lekkie karabiny maszynowe, 8 empi, broń krótką itp. Załogę określił zaledwie na 10 osób i wyraził chęć pomocy przy zdobywaniu posterunku celem zabrania znajdującej się tam broni.
Pochodząc z poznańskiego (wysiedlony do Opoczna), znałem dostatecznie język niemiecki aby tłumaczyć dialogi prowadzone między gadatliwym Węgrem i naszym dowódcą. Przy okazji pełnienia funkcji tłumacza Węgier nauczył mnie kilka zwrotów po węgiersku np. „puszka aplej”, co znaczy „odrzuć broń”. Nasz jeniec określił też położenie posterunku i rozstawienie wartowników na moście i przy budynku. Znałem ten teren z wędrówek za żywnością na początku okupacji. Więc łatwo mi było wykonać pomocniczy plan sytuacyjny kolejowej służbówki i podejścia do niej. Pamiętałem doskonale most i domek dróżnika, przejazd i rzekę Drzewiczkę pięknie wijącą się pod mostem. Dowódca doszedł do wniosku, że należy wykorzystać tak wspaniałą okazję do zdobycia broni. Był to dla nas łakomy kąsek, a ponadto chodziło o to aby przystopować Niemców w zapuszczaniu się do naszej „Rzeczypospolitej Przysuskiej”.
Na dowódcę patrolu w sile 10 żołnierzy ppor. „Henryk” wyznaczył dowódcę II plutonu ppor. „Mariana”. Wymaszerowaliśmy bardzo wcześnie około czwartej rano. Przodem szli razem ze mną obaj Węgrzy. Umówiliśmy się, że gdy zbliżymy się do wartowni, ten gaduła krzyknie do swojego kolegi wartownika „puszka aplej”, aby odrzucił broń i poddał się. Po czym reszta grupy miała wtargnąć do budynku obezwładniając załogę posterunku. W odpowiednim momencie wysunąłem się wraz z Węgrami do przodu, a za mną szedł ppor. „Marian” z 10-osobowym patrolem. Pozostała część plutonu tymczasem otaczała most i ubezpieczała teren. Idąc wzdłuż rzeki Drzewiczki byliśmy dobrze zasłonięci gęstą krzewiną. Wkrótce weszliśmy na bitą drogę prowadzącą między drzewami do przejazdu kolejowego i posterunku.
Na ostatnim odcinku drogi odległość ode mnie do patrolu ppor. „Mariana” zmniejszała się do 10 metrów, więc czułem się znacznie bezpieczniejszy. Po chwili dałem Węgrowi znak, by cicho wezwał swojego ziomka do poddania się, więc zwolniłem nadsłuchując. Stało się jednak inaczej. W mgnieniu oka Węgier, 30-letni rosły mężczyzna. wepchnął mnie w krzaki, krzycząc coś po węgiersku, czego nie zrozumiałem i szybko przeskoczył na stronę domku. Wyprałem z pożyczonego na tę wyprawę stena krótką serię, a z drugiej strony rozpętała się wnet strzelanina, a także wystrzelone zostały rakiety. Świetlne pociski wskazywały na to, że załoga nie jest zorientowana gdzie jesteśmy i w jakiej sile. Starano się powszechnym zwyczajem odstraszyć nas siłą ognia. Ppor. „Marian” rozkazał w cichości wycofać się w stronę rzeki. Jak się później okazało Węgier skłamał, gdyż załoga była znacznie liczniejsza, około 30 żołnierzy oraz strzelały cztery karabiny maszynowe, a z pobliskich Petrykóz odezwała się niebawem artyleria ostrzeliwując drogę i obrzeże lasu. Odskakując, przekroczyliśmy tory kolejowe i przez Stużno zaszyliśmy się z powrotem w przysuskie lasy. Węgier okazał się niemieckim sługusem, bo w szeregach niemieckiego wojska było wielu takich faszystów i nie zawsze w spotkaniach z nam: udawało się potwierdzić zwrot „Polak, Węgier dwa bratanki”.
Mirosław Kopa, Aleksander Arkuszyński, Halina Kępińska-Bazylewicz „Dzieje 25 pp Armii Krajowej”, wydane przez Urząd Miasta w Piotrkowie Trybunalskim w 2009 roku.


Artykuł ukazał się w wydaniu nr 5 (656) z dnia 5 Lutego 2010r.
 
Kontakt z TOP
Tomaszów Mazowiecki - baza wiedzy Biuro ogłoszeń
oglotop@pajpress.pl

Tomaszów Mazowiecki - baza wiedzy Dział reklamy
tel: 44 754 41 51

Tomaszów Mazowiecki - baza wiedzy Redakcja
tel: 44 754 21 21
top@pajpress.pl
Artykuły
Informator
Warto wiedzieć
Twój TOP
TIT - rejestracja konta Bądź na bieżąco.
Zarejestruj konto »