W numerze 38 z 21 września 2012 roku pisaliśmy o spotkaniu inaugurującym projekt ?Ocalić od zapomnienia?, realizowanym w ramach Programu Operacyjnego Funduszu Inicjatyw Obywatelskich przez Ochotniczą Straż Pożarną w Miedznej Drewnianej. Dzięki tej publikacji, każda z czternastu miejscowości z terenu gminy Białaczów wzbogaci się o zeszyty poświęcone swojej wiosce. Prace nad projektem trwają w najlepsze, a ich finał nastąpi we wrześniu br. Na temat inicjatywy oraz jej elementów rozmawiali mówili: koordynatorka projektu Anna Kaźmierczyk oraz opiekunowie merytoryczni dr Jan Łuczkowski oraz dr hab. Jerzy Gapys
Podczas warsztatów wikliniarskich
NaL: Skąd wziął się pomysł na stworzenie tego projektu i co jest głównym celem tego przedsięwzięcia?
Anna Kaźmierczyk: Pomysłodawcami publikacji są naczelnik OSP w Miedznej Drewnianej Zdzisław Prusek oraz etnomuzykolog dr Jan Łuczkowski. Pozostałe elementy projektu są pomysłami mieszkańców Miedznej Drewnianej, w dużej mierze seniorów. Głównymi założeniami projektu są zwiększenie aktywności mieszkańców wspólnot lokalnych poszczególnych miejscowości gminy Białaczów, poprzez opracowanie zeszytów poszczególnych miejscowości, promocja i upowszechnianie lokalnej tradycji i dziedzictwa ze szczególnym uwzględnieniem dzieci i młodzieży, przez organizację konkursu dla najmłodszych oraz prezentację obrzędu ludowego z udziałem wszystkich grup społecznych i reaktywacja tradycji rękodzielniczych związanych z obróbką wierzby, poprzez organizację warsztatów wikliniarskich.
Dr hab. Jerzy Gapys: Sensem tego projektu jest zaprezentowanie tożsamości mieszkańców gminy Białaczów oraz uchwycenie pamięci zbiorowej i historycznej osób, które zamieszkiwały dawniej dany teren lub mieszkają tam nadal i są warci tego, by pamięć o nich została uwieczniona. Poprzez tę publikację chcemy pokazać, jak bardzo dana społeczność żyje przeszłością swoich rodaków oraz jak wiele zna wybitnych nazwisk zasłużonych. Poprzez ten projekt pokażemy oczami mieszkańców gminy Białaczów partyzantkę i wojnę, a także omówimy w przystępny sposób zawiłe procesy etnograficzne i językowe. Chcemy także wytłumaczyć skąd się wzięły dawniej funkcjonujące na wsiach nazwy przysiółków i łąk.
NaL: Jaką rolę w tej publikacji będą pełnić zatem ciała naukowe, skoro ?pierwsze skrzypce? grać będą mieszkańcy poszczególnych miejscowości?
J.G.: Nasza rola ograniczać się będzie do redagowania materiałów.
A.K.: Nie szukaliśmy osób, które mają wykształcenie kierunkowe, stricte historyczne. Zapraszamy do współpracy wszystkich zainteresowanych. Z racji tego, że nie każdy może poszczycić się ?lekkim piórem?, uściślaniem faktów i redagowaniem zajmują się w naszym gronie doktorzy.
NaL: Kto jeszcze, poza mieszkańcami i doktorami, tworzy tę publikację?
A.K.: Współpracuje z nami wiele osób także spoza terenu objętego zasięgiem projektu, którzy z reguły wywodzą się z poszczególnych miejscowości gminy. Pozyskaliśmy także ludzi z Archiwum Państwowego w Tomaszowie Mazowieckim, z KUL?u i Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach. Jestem również wdzięczna pracownikom Państwowego Muzeum Auschwitz?Birkenau w Oświęcimiu oraz Muzeum Gross?Rosen w Rogoźnicy, którzy nam bezinteresownie pomogli. Zrobili kwerendy, podczas których w jednym z muzeów wyszukano pięćdziesiąt nazwisk mieszkańców z terenu gminy Białaczów, którzy przebywali podczas wojny w obozach koncentracyjnych. Zresztą pani również przyczynia się do powstania tej publikacji, pisząc swój, publikowany w TOP?ie, cykl o etymlogii nazw.
Dr Jan Łuczkowski: Cieszymy się, że publikację tę tworzą wszystkie grupy społeczne. We współpracę z nami zaangażowani są także księża, nauczyciele i młodzież. Oczywiście na początku każdy miał wielki zapał do pracy. Z czasem jednak część osób się wykruszyła, ale cieszy nas to, że ich miejsce zajęli inni, chętni do współpracy ludzie.
NaL: Czy wiadomo, ile dokładnie osób tworzy te zeszyty?
A.K.: To około stu ludzi.
NaL: Jaką formę przybiorą te zeszyty? Będą to jednolite publikacje, czy zostaną podzielone na konkretne rozdziały?
J.Ł.: Planujemy podzielić każdy z zeszytów na cztery części, historyczną, etymologiczną, inwentaryzację figurek i krzyży przydrożnych oraz portrety ludzi zasłużonych, którzy już odeszli. Zaznaczam, że nie jest to sztywny podział, ponieważ wiadomo, że w niektórych miejscowościach nie będzie na przykład części Idotyczącej zasłużonych osób, ale dużo wspomnień. Poza tym, publikacje zostaną wzbogacone o materiały etnograficzne związane z kulturą i obyczajami regionu opoczyńskiego.
NaL: Czy w publikacji, poza tekstami, znajdzie się także miejsce na fotografie?
J.Ł.: Zdjęcia będą także. Zamierzamy zawrzeć około dwudziestu fotografii w każdym z zeszytów. W zbieranie zdjęć głównie są zaangażowani mieszkańcy, którzy nierzadko zaskakują nas wynajdywaniem u siebie po domach cennych ?perełek?. Poza tym dołączymy także pamiątkowe fotografie zespołów redakcyjnych, które pracowały nad omawianiem konkretnej miejscowości.
NaL: Jaką tematykę najczęściej podejmują informatorzy?
J.Ł.: Bez wątpienia największą część stanowią wspomnienia mieszkańców. Dużo informacji zgromadziliśmy do tej pory także na temat wojny i partyzantki.
NaL: Czy zatem projekt ?Ocalić od zapomnienia? można nazwać skarbnicą wiedzy dla przyszłych pokoleń na temat gminy Białaczów?
J.G.: W założeniu tak właśnie ma być. Te wspomnienia przecież wraz z ludźmi odejdą.
A.K.: Wartością samą w sobie będzie tutaj zapewne to, że nie będą to teksty stricte naukowe. To przede wszystkim prace ?zwykłych? mieszkańców, w różnym wieku i o różnym wykształceniu. Cenne jest także to, że zarówno opiekunowie projektu jak i informatorzy, zaskakują się wzajemnie. Czasem mieszkańcy uzupełniają szczątkową na dany temat wiedzę doktorów, a często dzięki przytaczanym przez naukowców historiom, dowiadują się nieznanych dotąd faktów.
J.Ł.: To prawda. Na tych spotkaniach nierzadko bywa bardzo wzruszająco. To na nas niejednokrotnie spoczywa obowiązek przekazania tym ludziom, że zaginiony w czasie wojny ich krewny lub znajomy, zginął, a nie jak myśleli, po prostu wyjechał w poszukiwaniu schronienia?
J.G.: Co ważne, ten projekt wydobędzie nazwiska osób, które przebywały w czasie wojny w obozach koncentracyjnych.
NaL: Od kiedy trwają prace nad projektem i na kiedy planowane jest ich zakończenie?
A.K.: Projekt uruchomiliśmy 1 września 2012 roku. Jest to roczna inicjatywa, zatem kończymy ją we wrześniu bieżącego roku.
NaL: Czego konkretnie dotyczy i z jakich elementów składa się ten projekt?
A.K.: W ramach przedsięwzięcia, poza publikacją, realizujemy warsztaty wikliniarskie, których głównym celem jest przywrócenie tradycji wyplatania rzeczy użytkowych z wikliny. Poza tym, w projekcie znajduje się także konkurs dla dzieci dotyczący tradycji regionalnej i obrzędowości. Elementem wieńczącym projekt ma być prezentacja obrzędu ludowego z udziałem mieszkańców gminy Białaczów.
NaL: Gdzie odbywają się warsztaty wikliniarskie, kto je prowadzi, jak długo trwają i ilu uczestników bierze w nich udział?
A.K.: Założyliśmy w projekcie, że w tych zajęciach będzie uczestniczyć pięć grup po dziesięć osób. Okazało się jednak, że zgłosiła się większa ilość chętnych, niż zakładaliśmy, co nas bardzo cieszy. Ministerstwo wyraziło zgodę, że możemy tę grupę zwiększyć, zatem z zaplanowanych pięćdziesięciu osób, skład poszerzył się do ponad siedemdziesięciu uczestników. W tej chwili jesteśmy na etapie realizacji czwartej grupy w Skroninie, a do tej pory warsztaty odbyły się w Żelazowicach, Wąglanach i w Białaczowie. Ostatnie, piąte zajęcia z wikliniarstwa, odbędą się w Sobieniu. W skład grup wchodzą jednak mieszkańcy z różnych, najczęściej sąsiednich miejscowości z terenu gminy Białaczów. Warsztaty trwają cztery dni i prowadzi je Mariola Wittchen, instruktorka z Muzeum Wikliny w Nowym Tomyślu.
NaL: Jak wyglądały początki pracy nad projektem?
J.Ł.: Pod kierunkiem pani Ani zaczęliśmy odwiedzać poszczególne wioski. Pomysł przyjął się od razu. Pozyskaliśmy wsparcie radnych i sołtysów. Byliśmy także na konsultacji u rektora KUL, prof. dra hab. Stanisława Wilka.
A.K.: Rusztowaniem całego pomysłu było opracowanie publikacji w oparciu o wolontariacką pracę przede wszystkich mieszkańców gminy. Ze wszystkimi chętnymi osobami podpisujemy porozumienia o wolontariacie. Ci ludzie pojawią się w publikacji w zespole redakcyjnym. Podjęliśmy się poważnego zadania, bowiem jest to jeden z pierwszych projektów, opartych o wolontariat, o tak dużym zasięgu na naszym terenie.
J.G.: W każdej wiosce powołany jest jeden zespół, który pracuje nad zbieraniem informacji. Póki co ta inicjatywa rodzi się w bólach, ale wraz z jej rozwojem część osób już angażuje się bardziej niż do tej pory i widać, że jest coraz większy oddźwięk w związku z projektem.
NaL: Ile będzie kosztować jeden zeszyt publikacji?
A.K.: Będzie to wydanie bezpłatne. Nie jest to projekt komercyjny. W żaden sposób nie zarabia na siebie i tak jak wspomnieliśmy wcześniej, w dużej mierze oparty jest o pracę wolontariacką.
NaL: Czy, w przypadku, gdy praca nad ?Ocalić od zapomnienia? zakończy się sukcesem, planowane są kolejne tego typu projekty związane z innymi gminami z terenu powiatu opoczyńskiego?
A.K.: Przyznam szczerze, że ten temat mnie zaskoczył. Nie myśleliśmy jeszcze nad tym, ale mamy w planach inne pomysły, również z obszaru gminy Białaczów.
NaL: Dziękuję za rozmowę.
|