tygodnik opoczyński
Baza firm
 
Aktualności

 Nie wiadomo, kiedy

 





Wśród par małżeńskich, które w sobotę, 13 marca, odebrały medal „Za długoletnie pożycie małażenskie”, znalaźli się państwo Józefa i Stefan Piaseccy. Za nimi już złote gody, platynowe i diamentowe. Ba, nawet te żelazne, czyli sześćdziesiąte piąte też już minęły. A za dwa lata - jak wszystko dobrze pójdzie (a czemu miało by być inaczej) państwo Piaseccy będą świętować kamienną, 70 rocznicę ślubu. I tylko - jak mówi pani Józefa, nie wiadomo kiedy zleciało tych 68 wspólnych lat. Wydaje się, że to było zaledwie wczoraj…
W Opocznie na ul. Kuligowskiej, po sąsiedzku mieszkało dwoje młodych ludzi, dziewczyna i trzy lata starszy od niej chłopak. Przyjaźnili się od dawna, praktycznie wszystko robili wspólnie i bardzo się polubili. Mogli na sobie polegać. Niestety, przyszła wojna i nikt już nie był pewny czy uda się przeżyć kolejne dni. Nic więc dziwnego, że pani Józefa i pan Stefan, gdy tylko osiągnęli odpowiedni wiek, stanęli na ślubnym kobiercu. Było to 7 czerwca 1942 r. Panna młoda liczyła sobie zaledwie 16 lat, a jej mąż aż 19. Mimo tak młodego wieku byli bardzo dojrzali. Wiedzieli, czego chcą. Było bardzo skromne przyjęcie weselne, na którym nie było nawet wędliny - cóż, takie to były czasy. Nie było też mocniejszych, niż piwo, trunków, bo były nieosiągalne. Ale przecież nie to było najważniejsze, lecz fakt, że są razem, mimo przeciwności losu, mimo wojny. Ta jednak nie pozwoliła im cieszyć się zbyt długo szczęściem. Niemcy zabrali pana Stefana na dwa lata przymusowych robót, do tzw. junaków (Baudienst). Na szczęście nie wywieźli go, lecz wykorzystywali do robót przy okopach w Tomaszowie i okolicach.
Dopiero po odzyskaniu wolności i powrocie do rodzinnego domu pan Stefan mógł się cieszyć z małżeństwa, czego owocem był pierworodny syn, Edward, który urodził się w 1945 r. Od tej chwili byli już rodziną. Pan Stefan pracował w zakładach zbożowych, a dodatkowo imał się rozmaitych, sezonowych prac. Po dwóch latach, w 1947 r. urodził się drugi syn, Ireneusz. Pani Józefa opiekowała się dziećmi i domem. I choć - jak sama dziś mówi - było bardzo trudno i biednie - to jednak bardzo się cieszyła ze wszystkiego, nawet z najdrobniejszych rzeczy. - Zawsze u mnie musiało być czyściutko, a dzieci nakarmione i otoczone czułą opieką - wspomina. Kilka lat później, w 1954 r. na świat przyszła pierwsza córka, Marylka, a pięć lat później, w 1959 r. - Alinka. Dom, w którym mieszkali, okazał się już zbyt mały. Trzeba było go rozbudować. Własnymi rękami postawili najpierw jedno, a potem drugie pomieszczenie (dziś są to duży pokój i kuchnia). Budowali razem, bo to przecież dla ich rodziny, dla dzieci.
Przyszedł czas, że i pani Józefa mogła pójść do pracy, do ZPC (gdzie pracowała aż do emerytury). Starsze dzieci mogły zaopiekować się młodszymi, a potrzeby rosły. Trzeba było je wyposażyć do szkoły, a na wykształceniu dzieci państwo Piaseccy nie chcieli oszczędzać. Dzięki temu każde z czwórki dzieci mogło osiągnąć wymarzone życiowe cele i realizować się zawodowo w dorosłym życiu. Dwoje z nich prowadzi własną działalność gospodarczą i dobrze sobie radzą. Jedna z córek jest księgową.
W 1983 r. rodzinę Piaseckich dotyka nieszczęście - tragicznie ginie najstarszy syn, zaraz potem umiera matka pani Józefy. Był to cios, z którym trudno było sobie poradzić. Jednak wspólnie, wspierając się wzajemnie, rodzina udowodniła, jak wszyscy są sobie bliscy i oddani. Zresztą do dziś, mimo że dzieci już dawno poszły swoją drogą i mają własne rodziny, to wciąż mają bardzo bliski kontakt z rodzicami. Nie zapominają o ich imieninach, urodzinach, dniach matki czy babci i dziadka. Przyjeżdżają z własnymi dziećmi i wnukami, a wtedy na ulicy robi się aż ciasno. No bo państwo Piaseccy mają już sześcioro wnuków (trzech chłopców i trzy dziewczynki) oraz ośmioro prawnuków: trzech chłopców (najstarszy ma 15 lat) i pięć dziewcząt. Wszystkim ich rodzice zaszczepiają wartości, które wyniosły z domu dzieci państwa Piaseckich - miłość, oddanie, prawość, wzajemny szacunek. Wnuki i prawnuki wiedzą, że takich dobrych relacji w rodzinie nie kupi się za żadne pieniądze i nie one są tym najważniejszym w życiu. Trzeba znaleźć czas, by się zatrzymać, posiedzieć, porozmawiać. Nawet, gdy coś dzieje się źle, to wspólnie znaleźć rozwiązanie problemu.
Współczesne czasy nie pozwalają na pświęcanie rodzinie zbyt dużo czasu. Wciąż zaganiani, w pogoni za pieniądzem, zbyt zmęczeni po powrocie do domu, by porozmawiać, cierpliwie wysłuchać innego człowieka. Coraz mniej czasu spędzamy ze sobą, coraz bardziej się liczy „mieć” a nie „być”. Tylko czy prowadząc taki tryb życia nie przegapimy tego, co najważniejsze? Rodziny i jej szczęścia…
Jak pokazuje przykład państwa Piaseckich, by razem szczęśliwie i w miłości przeżyć tyle lat, cieszyć się silnymi więzami i troską najbliższych, trzeba poświęcić im sporo czasu i serca.
Pani Józefie i panu Stefanowi życzymy kolejnych jubileuszy w zdrowiu i szczęściu!


Artykuł ukazał się w wydaniu nr 11 (662) z dnia 19 Marca 2010r.
 
Kontakt z TOP
Tomaszów Mazowiecki - baza wiedzy Biuro ogłoszeń
oglotop@pajpress.pl

Tomaszów Mazowiecki - baza wiedzy Dział reklamy
tel: 44 754 41 51

Tomaszów Mazowiecki - baza wiedzy Redakcja
tel: 44 754 21 21
top@pajpress.pl
Artykuły
Informator
Warto wiedzieć
Twój TOP
TIT - rejestracja konta Bądź na bieżąco.
Zarejestruj konto »