Szkolne książki idą w kąt,
Tropikalny zmierza front,
Wodą mkną kajaki, krypy,
W modzie główny ubiór ? slipy!
Furda z biurkiem, precz z łopatą!
Czas urlopów, mamy lato.
Wkoło robi się wesoło,
(żeby nie powiedzieć goło).
Skwar w ubiorze przewrót czyni,
Zamiast maksi moda mini.
Mole płaszcze żrą, kożuchy,
Wszędzie nagość, nagie brzuchy.
Jest tak wszak, jak być powinno,
Ile można znosić zimno?
Ciało ciepła potrzebuje,
Bo inaczej się sfilcuje!
Słońca, skwaru przecież pała,
Członek (każdy!) twego ciała.
Nikt na lato nie klnie szpetnie,
Latem jest po prostu świetnie.
Letnia pora dla nas czuła,
Bo wiadomo kanikuła.
Niech się krytyk pod dach schowa,
Na słoneczko sza, ni słowa.
Zwykłe kłamstwa to, pozory,
Że są lepsze roku pory.
Niedowiarku, spójrz na oczy,
Latu żadna nie podskoczy.
Człek się chociaż raz wygrzeje,
Więc na plażę, tam się dzieje.
Takie lata już uroki,
Leżeć lub się brać pod boki.
Kiedy sezon urlopowy,
O robocie nie ma mowy.
Sił nabiera naród cały,
Na następne trzy kwartały.
|