Nie ma jak, przyznacie, życie,
W naszym, polskim dobrobycie.
Kraj szokuje, dziwi świat,
Z hakiem już dwadzieścia lat.
I aż się raduje dusza,
Gdy on oczy wybałusza.
Tylko nienormalni, niemi,
Chwalić nie chcą naszej ziemi,
Zwłaszcza tej sielanki twórców
Polityków?cudotwórców.
Toż dźwigają Polskę całą!
Choć cherlawe nieraz ciało.
A gdy już o ciele mowa,
Czym, w przenośni, klasa owa?
Jakim nazwać ich narządem?
Wszystkich w czambuł, razem z rządem.
Anatomia w czterech ścianach
Czyli spacer po organach:
Polityczną klasę całą
Sercem zwać by wypadało.
Lecz, że w Polsce jest spraw nawał,
Może się przytrafić zawał.
Nikt stąd nie chce polityka,
Z sercem które ledwo pika.
I Kaczyński, Miller, Tusk,
To po prostu głowa, mózg.
Lecz, że organ jest to lepki,
Mogą się przestawiać klepki.
Nieee, oszczędźmy dygnitarzy,
Mózg się bardzo źle kojarzy.
Krtań odpada, płuca oba,
Przez alkohol też wątroba.
Jądra wstrętne! Dwunastnica?
Ni cholery, nie zachwyca.
Odpadają, brak mej zgody,
Też macica, jajowody.
No, nie mogę, kurna mać,
Jak ich w końcu mamy zwać?
Może? skoro to elita,
Ciut do rymu, ot jelita.
Kiszki mogą przecież znieść,
Każdą i najgorszą treść.
Złośliwości więc precz, śmiechy,
Najważniejsze dziś bebechy!
Te zawodu nam nie sprawią,
Wszystko wchłoną, zmielą, strawią.
Przed kryzysem lud ocalą,
Bo co pożrą, to wydalą.
|