? Kim jestem? Sobą! Żadna inna etykietka nie jest mi potrzebna ? uśmiecha się Karolina, w odpowiedzi na pytanie, co to właściwie znaczy, że dokonała aktu apostazji.
? Dla mnie to było po prostu uporządkowanie stanu faktycznego. Można odziedziczyć zwyczaje, tradycje, ale nie wiarę, a ściślej ? jej rozumienie. Albo się ją w sobie ma, albo nie. To czy i jaka jest, to sprawa bardzo indywidualna, wewnętrzna. Moje przekonania to nie efekt jakiejś mody, jak twierdzą niektórzy. Są efektem wieloletnich przemyśleń, ewolucji. I kilku wydarzeń, które tylko ugruntowały mnie w przekonaniu, że nie mogę przynależeć do wspólnoty Kościoła rzymskokatolickiego ani żadnej innej. Po prostu pewne rzeczy jednak rozumiem inaczej.
Gdyby nasza rozmówczyni musiała się określić, wybrałaby chyba pojęcie ?bezwyznaniowiec?. Uważa się za osobę wierzącą. Więcej, wierzącą w Boga. Ale ostrzega, że wyjaśnienie tej kwestii mogłoby się okazać zbyt obszerne.
? To jak w ?Grzeszniku? Kultu: ?wierzę w rzeczy co się nie kończą?. W sens i wagę trzech cnót teologicznych. W to, że w Dekalogu, podobnie jak w innych tego typu wytycznych, zawarte są ważne wskazówki, jak należy postępować względem innych, jak być dobrym. W pojęcie człowieka, któremu staram się dorównać. Nie jest mi do tego potrzebne bycie w jakiejś wspólnocie. Dla mnie to niepowtarzalne, własne, wewnętrzne i trudne do upchnięcia w jakieś ramki, kanony, scenariusze. Rozumiem: ludzie chodzą do kościoła, modlą się, przynoszą dzieci do chrztu, składają przysięgi. Tak to czują i tego potrzebują. Ja nie. To nie moja bajka.
Występują z Kościoła, nie przeciwko
Apostazja to z języka greckiego odstąpienie, oderwanie, bunt. Niegdyś rozumiane jako odejście od wiary, całkowite porzucenie wiary chrześcijańskiej. W pierwszych wiekach tej religii traktowane jako najcięższe przestępstwo, karane przez Kościół klątwą i degradacją. Współcześnie, to świadoma decyzja o opuszczeniu Kościoła, najczęściej rzymskokatolickiego, formalne i publiczne wystąpienie z jego wspólnoty.
Niektórzy niesłusznie utożsamiają je z deklaracją ateizmu. Wielu apostatów po prostu nie utożsamia się z Kościołem i złożony przez nich akt jest tego uzewnętrznieniem. Zresztą, powody, tak jak i sama decyzja, są indywidualne. Jak się często podkreśla, to przede wszystkim realizacja konstytucyjnego prawa do wolności sumienia i religii.
? Każdy powinien mieć prawo do religijności lub jej braku. Od nikogo nie oczekuję, że będzie się z tego tłumaczył, ja też nie mam na to ochoty. Zwłaszcza, że nie odpowiadam za to, że zostałam ochrzczona ? to decyzja, na którą nie miałam żadnego wpływu. Akceptuję innych i sama chcę być akceptowana. Nie zamierzam z nikim wojować i tego oczekuję od innych. Nie zamierzam nikogo zakrzykiwać oczekiwaniami, żądaniem zmian. Nie pasuje mi, to nie biorę w tym udziału ? tak jak nie zapiszę się do partii, której poglądów nie podzielam, tak wypisuję się z Kościoła, z którego doktryną się nie zgadzam. Tak jak nie dam sobie wcisnąć potrawy z móżdżku czy cynaderek, tak i innego kitu, którego nie trawię ? wykłada swoje poglądy Jola. Ma naturę bojowniczki, która ujawnia się właśnie m.in. gdy rozmowa wchodzi na kwestie wiary.
? Potrafię rozmawiać o tym spokojnie i rzeczowo, ale moja cierpliwość ma swoje granice. Dam taki przykład: dość powszechne jest wyśmiewanie się ze świadków Jehowy, że tak chodzą, polują, nagabują, przekonują do słuszności swoich poglądów. Mało kogo to oburza. Inaczej, gdy ktoś stwierdza, że bawią go te ?wojny podjazdowe? katolików, nierzadko zaciekle broniących swojego ? też jakże słusznego w ich mniemaniu ? stanowiska: ?ale przecież to JEST tak, tak i tak?. Pytam, czym to się różni? Dla mnie niczym. Jedni i drudzy podpierają się w swoich wypowiedziach Biblią. Dla mnie to lektura trudna, ale ciekawa, w wielu miejscach piękna, w innych okrutna. I tyle. Nie chcę obrażać ani jednych, ani drugich, z każdym mogę o tym pogadać. Ale nie lubię natarczywego nagabywania i przeciągania na swoją stronę przez kogokolwiek. Dotyczy to wierzących, ateistów, antyteistów itd. Mogę się powymieniać poglądami, ale bez fanatyzmu z żadnej strony.
Jak łatwo się domyśleć, dla Joli rozmowa z proboszczem na temat składanej apostazji nie była łatwa. Zgodnie z instrukcją Konferencji Episkopatu Polski w sprawie formalnego aktu wystąpienia z Kościoła, ksiądz przyjmujący taką deklarację ?winien w osobistej, pełnej troski rozmowie duszpasterskiej rozeznać, jakie są rzeczywiste przyczyny jego decyzji oraz z miłością i roztropnością podjąć wysiłki, by odwieść go od tego zamiaru i obudzić wiarę zaszczepioną w sakramencie chrztu?.
? Nie wiem, czy rozmowa była pełna troski, oboje twardo obstawaliśmy przy swoich racjach. Tak jakby liczyła się, choćby nieprzystająca do rzeczywistości, liczba owieczek, a nie ich jakość. Cóż, okazałam się upartym barankiem i koniec końców ksiądz przeszedł do przystawiania pieczątek i podpisów. Teraz, z perspektywy czasu myślę, że znając liczne relacje o zdarzających się utrudnieniach przy załatwianiu formalności, z góry byłam nastawiona, że spotkanie będzie średnio przyjemne. Przemiłe nie było, ale to po prostu spotkało się dwoje twardzieli. To ja postawiłam ostatecznie na swoim.
Takie poczucie ma też Sławek, chociaż w jego przypadku trudno mówić o jakimkolwiek ?piętrzeniu trudności? w sformalizowaniu podjętej decyzji.
? Chciałem wreszcie jasno powiedzieć: mnie to nie dotyczy. Doszedłem do wniosku, że to dla mnie ważne, formalnie odciąć się od tego, z czym się głęboko nie zgadzam i co mnie najzwyczajniej w świecie? hm, mocno denerwuje ? te różne szopki z kropieniem wszystkiego i wszystkich, nawet ścieków w oczyszczalni, komisje majątkowe, zamiatane pod dywan skandale obyczajowe i państwowe miliony na budowę, notabene beznadziejnie brzydkiej, Świątyni Opatrzności Bożej. Ciągłe wcinanie się we wszystko ze swoim rozumieniem i wizją świata. I to wieczne zadęcie, smęcenie, przygnębienie. Że już o pewnym ojcu i jego mediach nie wspomnę? Może gdyby więcej podobnie myślących osób się zdecydowało, wreszcie odebrano by to jako wyraźny sygnał, że co innego wyrażać swoje zdanie, a co innego je bezkompromisowo narzucać. Eee, łudzę się tylko, że to by była jakaś lekcja pokory i zasad współistnienia. Ale próbować warto ? Sławek, wbrew swojemu zwyczajowi, stara się unikać wulgaryzmów. Dziś 30?latek, już w czasach podstawówki znany był ze swoich wolnościowych poglądów. Lubi dyskutować i zadawać trudne pytania. Dlatego, mimo zadeklarowanego ateizmu, w początkach pojawienia się religii jako przedmiotu w szkole nie unikał tych lekcji. Najpierw trafił na katechetę, który chętnie rozmawiał, nie traktując nikogo z góry, a np. przed Bożym Narodzeniem z własnej inicjatywy przyniósł nagrania z punkowymi kolędami. Potem był ciekaw konfrontacji z katechetą uznawanym za radykalnego. Ten ciekaw nie był i dyskusji nie lubił. Każda jej próba kończyła się wyrzucaniem uczniów za drzwi. Koniec końców Sławek, jak to określa, sam się wyrzucił. ? Na wieki wieków, amen! ? podkreśla z nutką ironii. Szybko się poprawia. ? No, tak, niezupełnie. W końcu sam, z własnej woli, po latach niechodzenia do kościoła i, odkąd jestem ?na swoim?, nie przyjmowania księdza po kolędzie, zgłosiłem się w parafii. Proboszcz był zdziwiony, oj, bardzo. Jak powiedziałem, co mnie do niego przygnało, już mniej. Pokiwał głową, chwilę rozmawialiśmy, a potem po prostu dokonał formalności. Nie wiem, czy i tak byłem już u niego spisany na straty, czy potwierdziła się opinia, że jest z tych ?normalnych? ? efekt został ?bezboleśnie? osiągnięty. Głównie psychologiczny, bo w kwitach i tak będę figurował. Przynajmniej zrobiłem to, co uważałem za słuszne.
Święta, święta i po świętach
? Dzielę się z bliskimi opłatkiem, święconką. To miły i ważny zwyczaj. Tak jak postna wigilia, której tradycyjne potrawy bardzo mi smakują. Tylko tego dnia karp ma wyśmienity smak, tylko te pierogi niepowtarzalny aromat. Podobnie jak wielkanocny barszcz chrzanowy. A inne dni postne? Cóż, czy post nie jest dla tych, którzy chcą go przeżywać, czy polega tylko na niejedzeniu mięsa? Lubię ryby i uważam, że każdy powód jest dobry, byśmy wszyscy jedli ich więcej. Ale to tyle. Jem to, co chcę, na co mam ochotę, to dla mnie nie ma znaczenia ? mówi Karolina.
? W kościele, a raczej w kościołach bywam. Przede wszystkim, bardzo lubię je zwiedzać. Romańskie, gotyckie, neogotyckie. I małe drewniane kościółki na południu i wschodzie Polski. Cerkwie bardzo lubię też zwiedzać. A uroczystości? Jeśli już, trzymam się z boku, nie biorę udziału w liturgii, nie żegnam się, nie klękam, nie recytuję jak większość beznamiętnie wyuczonych kwestii. Strasznie tego nie lubię. I drażni mnie niemiłosiernie chodzenie z tacą na pogrzebach. Moim zdaniem, to nie na miejscu?
Podobne zdanie ma Jola. Nie widzi problemu w udziale w związanych z sakramentami kościelnych uroczystościach, skoro dla kogoś jej obecność jest ważna. Sama jednak nie zamierza ugiąć się pod niczyją presją.
? Jedno ustępstwo pociągnie następne. A wszystko oparte na kłamstwie i pustych gestach. Sztuka dla sztuki, po co to komu? Nic z tego.
Liczb brak
Nie wiadomo nawet, jaka jest skala apostazji w Polsce. Są szacunkowe dane o wielkości grupy osób bezwyznaniowych (ok. 3 mln), statystyki wskazujące odsetek ludzi niewierzących (4% społeczeństwa). W oficjalnych wypowiedziach przedstawiciele Kościoła rzymskokatolickiego stwierdzają jedynie, że to zjawisko marginalne, a apostatów wbrew pozorom nie ma wielu. Danych na ten temat nie przyniesie też Narodowy Spis Powszechny Ludności i Mieszkań. Pokazać ma on za to ?rozkład sił? kościołów i związków wyznaniowych. Nie każdy jednak odpowiadał na dotyczące tej kwestii pytanie. Znalazło się ono tylko w rozszerzonej wersji formularza spisowego, który wypełniała jedna piąta Polaków. W podstawowej, elektronicznej wersji pytania o wyznanie nie było.
Dane na temat liczby apostatów gromadzili administratorzy portalu apostazja.pl za pomocą udostępnionej tam ankiety. Niestety, jak na razie nie ma swobodnego wglądu w wyniki sondażu.
Imiona bohaterów zostały zmienione.
|