tygodnik opoczyński
Baza firm
 
Opoczno

  70. rocznica likwidacji getta w Opocznie (cz. I)

 
Zbliża się 70. rocznica likwidacji getta w Opocznie. Podobnie, jak w większości innych małych miast w Polsce, likwidacja getta nie oznaczała jedynie fizycznego unicestwienia ludzi w nim żyjących. Oznaczała likwidację całej kultury, narodu, z jego historią, z jego obywatelami

Zbliża się 70. rocznica likwidacji getta w Opocznie. Podobnie, jak w większości innych małych miast w Polsce, likwidacja getta nie oznaczała jedynie fizycznego unicestwienia ludzi w nim żyjących. Oznaczała likwidację całej kultury, narodu, z jego historią, z jego obywatelami. Po 70. latach odtworzenie przebogatej przecież historii obywateli polskich żydowskiego pochodzenia nie jest rzeczą łatwą. W samym Opocznie zachowały się jedynie strzępy wspomnień, dziś trudne do weryfikacji. ?Monografia Żydów opoczyńskich?, wydana po hebrajsku w Izraelu pod koniec lat 80. XX wieku jest tak na dobrą sprawę jedynym źródłem wiedzy o zamordowanym narodzie. Aktualnie jest tłumaczona na język polski i pewnie trochę to potrwa. Niewielu jest specjalistów z języka hebrajskiego.
Tymczasem dzięki uprzejmości Zevva Rosenkrantza zaczynamy druk kilku fragmentów wspomnianej monografii, przetłumaczonych przez Krzysztofa Dawida Majusa.

Gmina żydowska w Opocznie od najdawniejszych czasów
Było sobie gdzieś tam, w centralnej, kongresowej Polsce miasteczko, które nazywało się Opoczno, z jedną główną ulicą, od mostu aż do palarni wapna, od której odgałęziało się wiele bocznych uliczek, lub dokładniej rzecz biorąc ślepych zaułków. W miasteczku tym mieszkało 3000 Żydów, najczęściej biedaków, dla których zamożność była czymś tak odległym, jak Wschód od Zachodu. Większość z nich była skupiona w żydowskim getcie.
Było to jedno z nielicznych miast w Polsce, w którym była ulica Żydowska, z czasem przemianowana na ulicę Berka Joselewicza, wielkiego żydowskiego bojownika w armii Kościuszki podczas jednego z polskich powstań.
W miasteczku było też kilku żydowskich bogaczy, lecz większość żyła w biedzie i nędzy, utrzymując się z drobnego handlu w sklepikach, po wsiach i na straganach podczas czwartkowych targów bądź ze studiowania Tory i datków od gminy, która sama była biedna i ledwo starczało jej na utrzymanie w miasteczku posług religijnych. Rzecz jasna, byli tu także rabini i uczeni w Piśmie, lecz większość stanowił prosty lud (sklepikarze, krawcy, szewcy, zegarmistrze itp.). A mimo to w tym biednym miasteczku żydowskie życie kwitło w pełnym znaczeniu tego słowa.
Żadne ze zrzeszeń i organizacji żydowskich, które powstały w Polsce, nie ominęło Opoczna, a wrzawa wokół nich była ogromna. Kiedy miano wybierać przewodniczącego zarządu opoczyńskiej gminy, całe miasto było wzburzone i wrzało w nim jak w tyglu, jakby zjechały się tu tysiące ludzi.
Jak to bywa wśród Żydów, publiczne dyskusje na tematy polityczne nie ustawały nawet na chwilę, i to nie tylko podczas wyborów do zarządu gminy.
Szczególnie wielkie kontrowersje istniały między organizacjami syjonistycznymi a antysyjonistycznymi ortodoksami, które czasami prowadziły nawet do rękoczynów. Wszystko to odbywało się, oczywiście, w synagodze i w sąsiednim bejt hamidraszu (domu modlitwy). Nieraz opóźniało się czytanie Tory, gdyż przeciwnikom syjonizmu nie podobało się to, co głosili członkowie syjonistycznej, religijnej partii Mizrachi, i odwrotnie.
Nawiasem mówiąc, istnieje ciekawe opowiadanie o opoczyńskiej synagodze. Jak twierdzili najstarsi mieszkańcy, synagoga została zbudowana jeszcze w XVII lub z początkiem XVIII wieku, a jej dach był skonstruowany z drewnianych bali, ułożonych w dziesięciu warstwach, jedna na drugiej. Kiedy chciano remontować synagogę, a było to już w końcu XVIII wieku, zdjęto wszystkie bale, i za pieniądze uzyskane z ich sprzedaży wyremontowano budynek, pokryto jego ściany odpowiednimi malowidłami religijnymi i zainstalowano nawet nowy, solidny i ładny dach.
Budowniczych ani robotników w Opocznie nie było, gdyż Żydzi nie pracowali tu w tych zawodach, ale było wielu bezrobotnych, a raczej pozbawionych wszelkiego utrzymania, i ci wyjeżdżali do dużych miast, głównie do Łodzi, gdzie pracowali przeważnie w przemyśle lekkim.
Wspomnieliśmy już zrzeszenia i organizacje. Czegóż to nie było w tym małym miasteczku! Syjoniści Ogólni, Mizrachi, Zjednoczenie (Ha?Poel Ha?Cair), Poalej Syjon Prawica i Poalej Syjon Lewica. Była, rzecz jasna, ortodoksyjna Agudat Israel i ? na drugim biegunie ? także prześladowani przez władze komuniści. Istniała również silna organizacja socjalistycznego Bundu, do której należeli wszyscy biedniejsi.
Była też żydowska szkoła z polskim językiem wykładowym, w której większość nauczycieli nie była Żydami, i były także szkoły hebrajskie: Tarbut (założona przez Syjonistów Ogólnych) i Jawne (partii Mizrachi), w których uczyły się głównie dzieci z rodzin syjonistycznych, podczas gdy w szkole polskiej uczyły się głównie dzieci z rodzin ortodoksyjnych. I był ?wieczny? nauczyciel języka hebrajskiego, Jehoszua Lewandiker, który wpajał teorię języka hebrajskiego każdemu, kto chciał i kto nie chciał?
W tym małym miasteczku były także różne organizacje młodzieżowe, a każda z nich miała swój (skromny) klub, w którym kwitło życie kulturalne i społeczne na najwyższym poziomie. Była i Gordonia i Ha-Szomer Ha-Cair i Freihait, a przede wszystkim He-Haluc, do którego należała najlepsza młodzież i z którego wychodzili kandydaci do przysposobienia kibucowego, którzy potem wyjeżdżali do Palestyny.
Co więcej, oddział He-Haluc w małym Opocznie stworzył nawet rolnicze gospodarstwo przysposabiające w wiosce Benignów (3-4 km od Opoczna), w której członkowie organizacji pobierali pierwsze nauki i z których większość mieszka dziś w Izraelu, rozproszona po całym kraju, głównie w kibucach.
Właścicielem Benignowa był Herszel Chłopski, który oddał go do dyspozycji opoczyńskiej organizacji He-Haluc. Byli tu także członkowie organizacji spoza Opoczna, skierowani przez Centralę He-Haluc ds. Przysposobienia.
Oczywiście były też części miasta, w których mieszkali głównie Polacy, jak plac Kilińskiego, plac Kościuszki, ul. 11 Listopada, i inne, ale także tam można było znaleźć Żydów, w większości lekarzy, dentystów oraz sklepy meblowe, z luksusową galanterią, materiałami piśmiennymi i książkami, delikatesami itp.
O ile pamiętam, tylko raz Żyd został wybrany do rady miejskiej i było to w latach 20., gdy wybory wygrała PPS. Wybrany został wtedy Pinchas Feset, przedstawiciel Bundu, który z czasem został także ławnikiem (coś w rodzaju zastępcy burmistrza).
A ile domów chasydzkich (sztibli) było w tym miasteczku? Wszystkich odmian i wszystkich cadyków (Góra Kalwaria i Aleksandrów, Radomsko i Sochaczew, Koźnice i Radzyń itd., itp.). I byli także miejscowi rabini. Rabin Padwa (z niedużym ?dworem?, do którego przybywali chasydzi z wszystkich krańców Polski) oraz rabin miejski, Józef Nechemia Lilienthal, który dożył bardzo sędziwych lat.
Gdy po jego śmierci trzeba było wybierać nowego rabina, na nowo rozgorzały z całą mocą waśnie między syjonistami a Agudat Israel. W końcu syjoniści zwyciężyli i wybrany został Eliezer Izaak Szapiro. Na ten temat istnieje taka oto opowieść.
Delegacja, w której uczestniczył także mój zmarły ojciec (bł. p. Jechezkel Cuker) odwiedziła go w jego miasteczku, aby poznać go osobiście. Nie wiedziano jednak, czy należy on do nurtu syjonistycznego, czy też popiera Agudat Israel, lecz po wejściu do mieszkania zauważono na stole syjonistyczny szekel (żeton), co miało oznaczać, że jest zwolennikiem syjonistów. Nie było to do końca prawdą, ale przesądziło o jego wyborze.
Nie wypełniłbym swego obowiązku, gdybym nie wspomniał działających w miasteczku wielu dobroczynnych organizacji pomocowych: Linat ha-Cedek (noclegownia), Bikur Cholim (usługi medyczne), Matan ba-Seter (pomoc materialna), Hachnasat Kala (pomoc w posagu), oraz wiele innych. Tutaj błyszczy jasnym światłem postać Herszla Kojfera, stale niosącego pomoc chorym, który ze swą laską i torbą (pełną lekarstw na ból głowy, specyfików na dolegliwości żoładkowe oraz różnorakich maści) wędrował od chorego do chorego, aby im ulżyć. W miasteczku był uznanym, choć nieformalnym medykiem, i wiadomo było, że zawsze można polegać na jego usługach i medykamentach, bez konieczności wzywania dyplomowanego lekarza.
Gdy staje mi przed oczyma żydowskie życie w tym miasteczku, to zastanawiam się czasami, czy to wszystko wydarzyło się w miejscowości liczącej 3000 Żydów. Sąsiednie miasta, takie jak Końskie czy Tomaszów Mazowiecki, nieraz zazdrościły Opocznu jego bogatego życia społecznego.
Ja opuściłem Opoczno w roku 1929 i rok później przybyłem do Palestyny, ale cała historia tego miasteczka na przestrzeni dziejów i w utopionych w żydowskiej krwi latach II wojny światowej, jest zapisana tą krwią i ludzkim potem na stronach żydowskiej księgi historii, na stronach tragedii i zagłady.
To niesamowite, że to żydowskie miasteczko zostało starte z powierzchni ziemi, a jeśli jakiś przechodzień zabłądzi i trafi tam kiedyś, to w ogóle go nie pozna i nie znajdzie w nim żadnego Żyda.
Na ulicy Berka Joselewicza, na Grobelnej i na pobliskich ulicach nie ma już Żydów. Nie ma rabina ani dajana, nie ma bogacza ani żebraka, nie ma działacza publicznego ani mędrca. Wszyscy oni byli, ale ich nie ma i nie wiadomo nawet gdzie są ich groby.
Trudno powiedzieć o całej społeczności to, co można powiedzieć o pojedynczym człowieku: ?Szkoda tej straty?. Nie wiem, czy słowa te mogą oddać zagładę tych wszystkich ludzi, tym bardziej, że dokonała się ona z taką potworną brutalnością, podobnie jak to się stało z tysiącami takich żydowskich miejscowości w Polsce i całej Europie.
Niech więc ta ?Księga Pamięci? będzie wspomnieniem po żydowskiej gminie Opoczno, bogatej w wartości duchowe i kulturalne, która została zgładzona i już jej nie ma?

Ayalon Pinchas był honorowym przewodniczącym Organizacji Wychodźców Opoczna i Okolic. Z wielkim zaangażowaniem brał udział w przygotowywaniu tej księgi, przygotował do niej wstęp, lecz nie doczekał jej publikacji. Był człowiekiem czynu i działania. Zmarł 21 października 1987 r.

Z hebrajskiego tłumaczył
Krzysztof Dawid Majus



Pomnik na cmentarzu w mieście Holon, upamiętniający ofiary zagłady z gminy Opoczno i okolic, zamordowane, spalone i zabite przez niemieckich nazistów i ich pomocników. W tle: góra popiołów męczenników spalonych w Treblince



Ayalon Pinchas, burmistrz miasta Holon



Siedzą od prawej do lewej: Singer Józef, Lichtenfeld Ben?Cijon, Ayalon Pinchas (Cuker), Carmi Cwi (Chmielnicki), Waksberg Szaul



Grupa przysposobienia w Benignowie: pierwszy od prawej Jehuda Singer


Artykuł ukazał się w wydaniu nr 37 (792) z dnia 14 Września 2012r.
 
Kontakt z TOP
Tomaszów Mazowiecki - baza wiedzy Biuro ogłoszeń
oglotop@pajpress.pl

Tomaszów Mazowiecki - baza wiedzy Dział reklamy
tel: 44 754 41 51

Tomaszów Mazowiecki - baza wiedzy Redakcja
tel: 44 754 21 21
top@pajpress.pl
Artykuły
Informator
Warto wiedzieć
Twój TOP
TIT - rejestracja konta Bądź na bieżąco.
Zarejestruj konto »